środa, 13 lutego 2013

7. Dasz sobie radę.

Obudził mnie budzik. Z przerażeniem otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji pół siedzącej. Może zmyślę, że jestem chora albo źle się czuję? W każdym bądź razie takie myśli przechodziły mi przez głowę, gdy do pokoju wparowała ciocia.
- A już myślałam, że zaspałaś.
- Uwierz mi, że chciałabym...
- Głowa do góry, mała! Szybko do łazienki ogarnąć się i czekam na dole ze śniadaniem.
Po tych słowach wyszła z pokoju. Posłusznie zrobiłam to, o co mnie prosiła. Wzięłam szybki prysznic, pokręciłam włosy a następnie pomalowałam się. W samej bieliźnie stanęłam przed szafą. No tak, co na siebie włożyć. Chciałam zrobić dobre pierwsze wrażenie, ale też nie chciałam za bardzo przesadzić. Postanowiłam w końcu ubrać się w to. Przejrzałam się w lustrze, a gdy doszłam do wniosku, że nie jest najgorzej zbiegłam do kuchni na śniadanie. Czekały tam już na mnie tosty i kubek z gorącą herbatą. Pomimo usilnych starań, praktycznie nic nie udało mi się przełknąć.
- Z pustym żołądkiem nie możesz pójść do szkoły, nie ma mowy - protestowała ciocia.
- Ale gdy ja naprawdę nie mogę - próbowałam się bronić.
- Chociaż jeden.
- Okej...
Przemogłam się i zjadłam tego tosta. Spojrzałam na zegarek na nadgarstku - musiałam już wychodzić. Na stojąco wzięłam ostatni łyk herbaty, po czym zaczęłam wkładać płaszczyk i buty.
Ciocia poszła w moje ślady i również zaczęła się zbierać. Postanowiła pójść ze mną za co byłam jej bardzo wdzięczna. Przełożyłam jeszcze tylko przez ramię torbę i byłam gotowa.
- Mam nadzieję, że buty na obcasie to nie będzie problem? - zawahałam się.
- Daj spokój. W tej szkole to norma.
Zakluczyłyśmy dom i już po chwili byłyśmy w drodze do mojej nowej szkoły. Przez całą drogę nie zamieniłyśmy z ciocią ani jednego słowa. Z każdym pokonanym kilometrem coraz bardziej się denerwowałam. Myślałam, że jestem odważną osobą, jednak najwidoczniej trochę się przeliczyłam. Po 20 minutach byłyśmy na miejscu. Po zaparkowaniu samochodu, siedziałyśmy w nim tak jeszcze chwilę.
- Dasz sobie radę - powiedziała ciocia i złapała mnie za rękę.
- Nie mam innego wyjścia - odpowiedziałam i stanowczo nacisnęłam klamkę, która umożliwiała mi wyjście na zewnątrz. Pewnym krokiem obie zaczęłyśmy kierować się do wejścia budynku. Po przekroczeniu progu zauważyłam, że korytarze są puste. Pewnie trwały już lekcje. Szłyśmy cały czas prosto aż w końcu znalazłyśmy drzwi, na których widniał napis 'Dyrektor szkoły'. Weszłyśmy do środka. Moim oczom ukazał się niski, wyłysiały mężczyzna, który uparcie szukał czegoś w teczce. Uśmiechnął się zachęcająco i gestem ręki wskazał na dwa krzesła stojące tuż przed jego ogromnym biurkiem.
- Więc od dzisiaj będziesz nową uczennicą? - spytał przeglądając papiery z mojej starej szkoły.
- Na to wygląda - odpowiedziałam cicho.
Mężczyzna na chwilę przerwał czytanie i dokładnie mi się przyjrzał.
- Widzę, że znakomicie znasz obce języki. Pasujesz do naszej szkoły.
Uśmiechnęłam się lekko po czym nerwowo zaczęłam ruszać prawą nogą. Pan Collins ( bo tak się nazywał) najwyraźniej zauważył mojej zdenerwowanie, gdyż uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Nie stresuj się tak. Wszystko będzie dobrze. Wiem, że pewnie jest Ci ciężko przenieść się do nowej szkoły, ale spokojnie. Zaaklimatyzujesz się.
Po wypełnieniu kilku formularzy, wręczył mi plan lekcji.
- Masz teraz biologie w sali nr 15. Ostatnia sala po lewej na parterze.
Razem z ciocią wstałyśmy i wyszłyśmy przed drzwi.
- Powodzenia - przytuliła mnie.
- Dzięki - wymruczałam i zaczęłam iść w stronę pracowni biologicznej.
Stanęłam przed wyznaczonymi drzwiami. Wzięłam głęboki wdech, a potem wydech. I jeszcze raz. 'Teraz albo nigdy'. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
- Dzień dobry. Nazywam się Paula Miller i jestem nową uczennicą. - powiedziałam na jednym wydechu, starając się opanować drżący głos.
- Witamy w naszych skromnych progach. Ja nazywam się Alison Mayback i jestem twoją wychowawczynią. A teraz zajmij wolne miejsce i spróbuj skupić się na lekcji - posłała mi miły uśmiech i wróciła do wcześniejszych czynności, mianowicie tłumaczyła jak zbudowany jest układ krwionośny człowieka. Rozejrzałam się po klasie. Mniej więcej tyle samo dziewczyn co chłopaków. Wszyscy wystrojeni od stóp do głów. Skupiłam się na szukaniu wolnego miejsca. Wreszcie znalazłam przez nikogo nie zajmowane krzesło. Szybko zaczęłam kierować się w jego kierunku. Gdy już usiadłam, zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią. Szczególnie chłopcy. Przeczesałam dłońmi włosy i tak jak prosiła nauczycielka - próbowałam skupić się na lekcji. Jednak długo to nie trwało, byłam strasznie zdenerwowana. W końcu postanowiłam zobaczyć obok kogo siedzę. Automatycznie uśmiech wkradł się na moją twarz. Obok mnie siedziała Caroline - ta z samolotu.
- Byłam ciekawa kiedy zorientujesz się, że to ja - powiedziała szeptem.
- Nawet nie wiesz jak dobrze jest widzieć jakąś znajomą twarz!
- Potem porozmawiamy, a teraz staraj się wysiedzieć w spokoju do końca lekcji.
Po 20 minutach rozległ się dzwonek oznajmiający jej koniec. Zabrałam torbę i razem z Caroline zaczęłyśmy się kierować do wyjścia.
- Poczekaj chwilę - usłyszałam głos nauczycielki - mogłabyś na chwilę zostać? Chciałabym z Tobą porozmawiać.
- Oczywiście.
Poczekałyśmy aż wszyscy wyjdą. Z Caroline umówiłyśmy się na korytarzu.
- Wiem, że pewnie jest to dla Ciebie niezły stres. Nowa szkoła, klasa, nowi znajomi. Jeślibyś miała jakikolwiek problem, wiedz, że zawsze możesz się zwrócić do mnie o pomoc - uśmiechnęła się szczerze a ja odwzajemniłam się jej tym samym.
- Dziękuję bardzo. Miejmy jednak nadzieję, że tych problemów będzie jak najmniej - odpowiedziałam.
- W razie co, wiesz gdzie mnie szukać.
Wyszłam z sali a tam czekała na mnie moja koleżanka.
- Jak to możliwe, że będziemy chodzić do tej samej klasy?! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znowu się widzimy - powiedziała radośnie brunetka.
- Tak, ja też się cieszę. Przynajmniej będę miała z kim porozmawiać.
Po dwóch następnych lekcjach przyszła pora na lunch. Trzymałam się blisko Caroline w obawie, że zaraz się gdzieś zgubię. Czekałyśmy w kolejce do jedzenia, gdy nagle poczułam jak ktoś szturcha mnie z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam trzy dziewczyny, z którymi chodziłam do klasy.
- Cześć. Nazywam się Kate, a to Jess i Nelly - odezwała się środkowa, gestem ręki wskazując na swoje koleżanki.
- Paula - uśmiechnęłam się niepewnie.
- Wiesz, zauważyłyśmy, że zadajesz się z Caroline. Radziłabym Ci trzymać się od niej z daleka. Może i jest bogata ale za to baaaardzo dziwna, z nikim się nie przyjaźni. Na twoim miejscu nie zadawałabym się z nią - mówiła do mnie, tym samym patrząc na brunetkę, która zastanawiała się czy wybrać marchewkę z groszkiem, czy może tarte jabłko.
- Jeśli chcesz możesz się przysiąść do nas. Wydajesz się być fajna, a szkoda żebyś się marnowała przy niej - kontynuowała.
- Dzięki, ale pozwolisz, że sama będę decydować z kim chcę się przyjaźnić.
Aż się we mnie gotowało. Nikt nie będzie mi mówił z kim mam rozmawiać. Polubiłam Caroline i jak dla mnie była bardzo fajna. Kate patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a jej koleżaneczki nie bardzo wiedziały co mają zrobić. Domyśliłam się, że jest to typ 'popularnych dziewczyn'. Wszystkie odpicowane na medal, z nieskazitelnym makijażem i wychudzonymi ciałami. Uśmiechnęłam się jeszcze raz, po czym postanowiłam nałożyć sobie jedzenie.
- Jak chcesz. Ostrzegałyśmy Cię - powiedziała dumnie i zaczęła iść w stronę jednego ze stolików.
- Czego chciały? - spytała przestraszona Caroline.
- Nic, chciały żebym z nimi usiadła, ale jakoś nie przypadły mi do gustu - skrzywiłam się, na co obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.
Usiadłyśmy przy stoliku i zaczęłyśmy jeść. Opowiadała mi o ludziach z klasy. Tak jak myślałam Kate i jej harem robiły za divy klasowe, Jessica była najmądrzejsza w klasie, Jennifer postrzegana była jako samolub, Elle i Michelle to papużki nierozłączki, a Sara był molem książkowym. David, który od razu wpadł mi w oko, był klasowym ciachem. Wszystkie dziewczyny marzyły o tym, żeby z nim być. Greg i Tyler to dwa puste mięśniaki, którzy cały swój wolny czas spędzali na siłowni. Kevin był cichym kujonkiem a Michael cały czas się śmiał. Właśnie ten ostatni zaczął kierować się w naszą stronę. Przywitał się z Car, a potem podszedł do mnie.
- Michael - wyciągnął rękę.
- Paula - uśmiechnęłam się szeroko, po czym uścisnęłam jego dłoń.
- No to mamy nową ślicznotkę w klasie. Radzę Ci uważać na Kate, nie wiadomo co jej do głowy strzeli gdy jest zazdrosna - powiedział zajadając się hamburgerem.
- Ale zazdrosna o co? O mnie? Daj spokój - machnęłam ręką.
- No nie wiem. Od razu gdy weszłaś David nie mógł oderwać wzroku od Ciebie. Nasza kochana diva klasowa od razu to zauważyła. Stara się o niego od dwóch lat, ale powiedzmy, że raczej nie jest w jego typie. Wbrew pozorom to fajny koleś, lubię go.
- Nie wiem, nie znam go jeszcze - grzebałam widelcem w sałatce.
- Niedługo poznasz, mała - poruszył śmiesznie brwiami na co ja parsknęłam śmiechem.
- Dziewczyno, jaki Ty masz śmiech! - dołączył do mnie. Słychać nas było w całej stołówce.
- A Tobie co tak wesoło? - klepnął Michela po ramieniu David. Nie zauważyłam nawet kiedy podszedł.
- Stary, słyszałeś jej śmiech? - gestem głowy wskazał na mnie.
- Słyszałem, uroczy jest - wyszczerzył swoje idealnie proste i białe zęby. - Tak w ogóle to jestem David.
- Paula - odpowiedziałam cały czas się jeszcze śmiejąc.
- Skąd jesteś? Masz trochę inny akcent.
- Z Polski. Przeprowadziłam się do cioci i mam zamiar już tu zostać.
- Spodoba Ci się tutaj, zobaczysz. W razie co masz już Caroline, Michela i mnie.
- Wiem i dziękuję - uśmiechnęłam się do wszystkich.
Rozmawialiśmy tak o wszystkim i o niczym, a ja zauważyłam, że Caroline wcale nie jest taka dziwna jak opisywała ją Kate. Jest może trochę nieśmiała, ale przy Michaelu tryska energią.
- Dobra zbierajmy się, za chwilę matma - powiedziała dziewczyna.
Reszta lekcji zleciała mi bardzo szybko. Nim się obejrzałam, już stałam przed szkoła, gotowa do powrotu do domu. Stałam z Car przed wejściem, gdy nagle usłyszałyśmy Davida.
- Podwieźć Was dziewczyny?
- Jasne - odpowiedziałyśmy równo.
Wpakowałyśmy się do samochodu. Muszę przyznać - niezły był. Usiadłam z przodu, a moja koleżanka zaraz za mną. Najpierw odwieźliśmy Caroline. Pożegnałyśmy się i już po chwili można było zauważyć jak pędem leci do domu. Zostaliśmy sami. W trakcie jazdy, zauważyłam, że David co chwilę na mnie patrzy.
- Ty się lepiej skup na drodze - zaśmiałam się.
- Spokojnie, damy radę - odpowiedział, w tym samym momencie przyspieszając.
Rozmawialiśmy trochę, gdy znalazłam się po domem cioci.
- Dzięki za podwózkę - uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie ma sprawy.
Już miałam wysiadać, gdy nagle mnie zatrzymał.
- Słuchaj, daj mi swój numer. Nigdy nie wiadomo kiedy będę potrzebował korków z francuskiego.
- I co, myślisz, że ja Ci ich udzielę?
- No weź, koledze z klasy nie pomożesz? - zrobił niewinne oczka.
Zaśmiałam się i oczywiście wymieniliśmy się numerami.
- To do jutra! - krzyknęłam wychodząc.
- Cześć, cześć.
Gdy weszłam do środka, od razu skierowałam się do kuchni. Zauważyłam tam ciocię, próbującą wsadzić kurczaka do piekarnika.
- Skubany za duży jest! - denerwowała się.
Wspólnymi siłami udało nam się go zamknąć i już po chwili opowiadałam jej o moim pierwszym dniu  w szkole.
- Widzisz? Nie było tak źle. Wiedziałam, że znajdziesz sobie przyjaciół, towarzyska jesteś.
Po obiedzie poszłam na górę odrobić lekcje. Gdy skończyłam postanowiłam obejrzeć jakiś film. Nagle po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół, żeby zobaczyć kto to. Nie mogłam uwierzyć...




I jeeeest :d dość szybko, ale to dlatego, że w piątek lecę do Londynu i prawdopodobnie przez tydzień nic nie dodam. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D

poniedziałek, 11 lutego 2013

6. Powodzenia

- Więc dokąd idziemy? - spytałam spoglądając na chłopaka.
- Na razie prosto przed siebie, potem sama zobaczysz - uśmiechnął się zadziornie.
- Ale do centrum to chyba w drugą stronę?
- A kto powiedział, że idziemy do centrum? Pokażę Ci Londyn od kompletnie innej strony niż mogłabyś się spodziewać.
- Konkrety poproszę - przymrużyłam oczy.
Po tych słowach przybliżył się do mnie nieznacznie, po czym spojrzał w oczy:
- Nie ufasz mi? Spokojnie, spodoba Ci się.
- Skąd ta pewność?
- Po prostu wiem - uśmiechnął się triumfalnie.
Zaczęliśmy iść w wyznaczonym przez Nathana kierunku. Jak na styczniowe popołudnie było naprawdę bardzo ciepło. Zdjęłam rękawiczki i schowałam je do torebki. Na moim lewym nadgarstku ukazała się srebrna bransoletka .
- Ładna - zauważył chłopak. - Od chłopaka? - spytał jak gdyby nigdy nic.
- Dziękuję. Nie, nie od chłopaka. Swoją drogą sprytnie sprawdzasz grunt - pochwaliłam go, po czym się zaśmiałam.
- Więc od kogo? - udał, że nie słyszał ostatniego zdania.
- Od chrzestnej. Rzadko się widujemy, więc kilka lat temu postanowiła kupić mi coś, co będzie mi o niej przypominało. Nie zdjęłam jej od 13 urodzin ani razu.
- A właśnie, ile Ty tak w ogóle masz lat?
- 11 kwietnia skończę 18 - powiedziałam dumnie.
- O proszę. Tydzień przed tym, gdy ja skończę 20 - powiedział zdziwiony. - Ej, to w takim razie musisz jeszcze chodzić do szkoły. Do jakiej zapisała Cię ciocia?
- Nie wiem dokładnie, nie pytałam - momentalnie na mojej twarzy zawitał smutek.
- Hej, nie martw się, będzie dobrze.
- Dobra, nieważne zresztą, będzie co ma być i tyle. Nie przyjechałam tu żeby narzekać i marudzić.
- Tak właściwie to co Cię tu sprowadza?
Zawahałam się przez chwilę. Nie byłam pewna, czy wypada mi mówić o moich prywatnych sprawach chłopakowi, którego poznałam zaledwie wczoraj.
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. Zrozumiem.
- Nie, w porządku.
Opowiedziałam mu wszystko. Nie przerywał mi. Słuchał w skupieniu, czasami tylko bardziej reagując na niektóre historie. Gdy skończyłam, w pewnym sensie mi ulżyło. Czekałam teraz na jego ruch.
- Zazdroszczę Ci siły i determinacji, aby zmienić coś w swoim życiu. Nie wiem, czy miałbym odwagę postąpić tak samo jak Ty.
Zrobiło mi się miło. Teraz to on postanowił opowiedzieć mi coś o sobie. Dowiedziałam się trochę o jego dorastaniu w Gloucester, o początkach kariery, o zespole i jego członkach. Niespodziewanie temat zszedł nam na ulubione seriale, tapety na telefonach, liczbę par butów oraz w jego przypadku - liczbę fullcapow. Rozmawialiśmy tak, gdy nagle znaleźliśmy się przed jakimś barem. Z zewnątrz nie wyglądał on zachęcająco, jednak Nathan uparcie twierdził, że musimy tam wejść. To, co zobaczyłam, kompletnie mnie zaskoczyło, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pomieszczenie wystylizowane na lata 30-te, słabe światło, na ciemno zielonych ścianach obrazy gwiazd kina tamtych czasów. Okna znajdowały się za czerwonymi zasłonami, co dodawało jeszcze większego uroku całemu miejscu. Rozejrzałam się po ludziach. Przy małych, okrągłych stolikach siedzieli klienci w różnym wieku, jednak znacznie przeważała ta starsza część. Podeszliśmy to baru. Widać było, że Nathan zna się z kelnerem, dlatego zamówił nam po drinku. Znaleźliśmy wolny stolik i usiedliśmy przy nim.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba.
- Taaak i to bardzo - odpowiedziałam z zachwytem. - Skąd w ogóle wiesz o istnieniu takiego miejsca jak to? Myślałam, że gustujesz raczej w innym stylu.
- Gdy byłem małym chłopcem, dziadek postanowił mnie raz tutaj zabrać. Powiedział, że gdy tylko dorosnę, dostrzegę wtedy cały urok tego baru. Miał rację. Od mojego pierwszego pobytu tutaj, przychodzę tu tak często jak tylko mogę. A! I musisz coś jeszcze wiedzieć. Jesteś jedną z nielicznych, których tu przyprowadziłem.
- Łaaaaa, mam się czuć wyróżniona? - spytałam upijając łyk drinka. Swoją drogą był rewelacyjny!
- Tak, tak właśnie masz się czuć - zaśmiał się.
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy, aż w końcu moją uwagę przykuł stół bilardowy.
- Zagrasz? - ruchem głowy wskazałam na wyznaczony obiekt.
- Jesteś pewna?
- A dlaczego miałabym nie być? - z każdym łykiem trunku nabierałam coraz większej odwagi.
- Zobaczysz.
Odsunął teatralnie krzesło, na którym aktualnie siedział, podał mi rękę i zaczął prowadzić w stronę stołu. Wziął dwa kije, z czego jeden podał mi. Zaczęliśmy grać, o ile w ogóle można było to nazwać grą. Cały czas się śmialiśmy i nawzajem dźgaliśmy kijami. Nie przestrzegaliśmy żadnych reguł - graliśmy po swojemu. Gdy nadszedł mój ruch, nie mogłam trafić w bilę. Zauważyłam jak Nathan podchodzi do mnie, a po chwili już obejmuję od tyłu, by prawidłowo pokierować moją ręką.
- Serio? Będziemy odstawiać tą scenę, gdy Ty uczysz mnie jak grać w bilarda, a ja głupiutka udaję, że nie wiem co i jak? - oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-  Miałem nadzieję, że dasz się na to nabrać - powiedział cały czas się uśmiechając.
- No niestety, musisz postarać się trochę bardziej.
- Będziesz dla mnie wyzwaniem - podszedł bliżej, tym samym opierając mnie o stół.
- Jeśli chcesz się pomęczyć to proszę bardzo, życzę powodzenia - powiedziałam śmiało patrząc mu w oczy.
- Myślisz, że nie dam sobie rady? - oparł się z dwóch stron dłońmi o stół, powodując, iż nasze twarze były coraz bliżej siebie.
- Ależ skąd. Nic takiego nie miałam na myśli.
Chłopak przyglądał mi się w skupieniu. Miał ten sam wzrok, co w samolocie. Momentalnie podskoczyło mi ciśnienie, jednak starałam się to ukryć. Zbliżył się do mnie tak, że stykaliśmy się ciałami. Objął delikatnie w talii po czym szepnął do ucha:
- Uwierz mi, poradzę sobie - musnął swoimi ciepłymi wargami skórę mojej szyi.
- Życzę szczęścia - odpowiedziałam, po czym wyminęłam chłopaka. - Idziesz czy zostajesz? Nie zapominaj, że mam jutro szkołę - zaczęłam owijać się kominem, dając tym samym do zrozumienia, że pora na mnie. Stał oparty o stół bilardowy z założonymi rękoma i zadziornym uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, że idę.
Zabraliśmy swoje rzeczy i zaczęliśmy się powoli kierować w stronę domu. Mimo sytuacji, która miała przed chwilą miejsce, normalnie ze sobą rozmawialiśmy. W pewnym momencie złapał mnie za rękę. Nie protestowałam, wręcz przeciwnie - uśmiechnęłam się sama do siebie. Droga minęła nam zaskakująco szybko.
- Więęęęęc -  zaczął, gdy staliśmy już po domem.
- Więęęęęc - powtórzyłam po nim. Uśmiechnął się, pokazując tym samym szereg swoich białych zębów.
- To idziesz już, tak?
- Mhmm. Muszę się wyspać, jutro mój wielki dzień.
- W takim razie trzymam za Ciebie kciuki.
Nie zauważyłam kiedy, a znalazł się przy mnie. Znowu dzieliły nas od siebie tylko centymetry. Nachylił się i pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc Paula - spojrzał mi oczy.
- Dobranoc - uśmiechnęłam się szczerze i zniknęłam za drzwiami.
Oparłam się o ich wewnętrzną stronę i stałam tak przez chwilę, ciesząc się sama do siebie.
- No, no. Nie muszę nawet pytać jak było - ukazała mi się sylwetka cioci, która stała uśmiechnięta oparta o futrynę. Odpowiedziałam jej szerokim uśmiechem.
- No chodź już mała. Kolacja czeka.
Rozebrałam się, umyłam ręce i posłusznie zjadłam posiłek. Poszłam na górę, gdzie od razu skierowałam się do łazienki. Po szybkim prysznicu, przebrałam się w ciuchy do spania czyt. za duża koszulka taty, po czym walnęłam się na łózko. Rozmyślałam nad dzisiejszym dniem i spotkaniem z Nathanem.  Zdziwiłam się w duchu, że tak szybko mu zaufałam. Nie bez powodu - mam intuicję do ludzi. Oby tym razem mnie nie zawiodła.



Szczerze to muszę stwierdzić, że nie popisałam się za bardzo tym rozdziałem, ale jakoś nie miałam pomysłu jak go opisać :( Wyszło co wyszło, może Wam się choć trochę spodoba ;)

piątek, 8 lutego 2013

The Versatile Blogger Award 2, 3

Tym razem za nominację dziękuję Madame Sykes oraz Nestii. Baaaardzo dziękuję ;***
Chciałam jeszcze tylko na wstępie napisać, że naprawdę bardzo, ale to bardzo pochlebiają mi Wasze nominacje, jednak gdybym znowu miała nominować blogi, prawdopodobnie byłyby to te same, co wcześniej :O ( łącznie z tymi oto powyżej :d ).

Każdy nominowany blogger powinien wykonać kilka rzeczy :
- podziękować nominującego na jego blogu .
- pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie .
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie .
- nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują .
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów .



14 faktów o mnie:

1. Za tydzień lecę do Londynu!
2. Strasznie dużo śpię.
3. Mam przyjaciela - chłopaka.
4. Mój były chłopak po rozstaniu związał się z moją 'przyjaciółką'.
5. Nigdy nie jadłam śledzi.
6. Uważam, że mam krzywe zęby.
7. Aktualnie słucham 'Bring it home'.
8. Bardzo dużo mówię.
9. Nienawidzę zimy.
10. Mam młodszego brata.
11. Nie potrafię chodzić na obcasach.
12. Chciałabym umieć śpiewać.
13. Nie mam facebooka ani twittera ( wiem, dziwna jestem xd)
14. Potrafię zachować zimną krew w ekstremalnych sytuacjach.

11.

środa, 6 lutego 2013

5. Halo?

Obudziłam się około 12. Gdy tylko otworzyłam oczy, kompletnie nie skojarzyłam gdzie jestem, jednak po chwili zaczęły do mnie wracać wspomnienia z wczorajszego dnia. Zdecydowanie był on inny od pozostałych. Jeśli tak się zaczęło, to co będzie dalej? Na tą myśl, uśmiechnęłam się sama do siebie. Rozciągnęłam się kilka razy i rozejrzałam po pokoju. Wczoraj byłam tak zmęczona, że nawet nie zwróciłam na niego uwagi. Liczyło się dla mnie tylko to, aby dotrzeć do łóżka, które swoją drogą było bardzo wygodne. Dokładnie zbadałam każdy element mojego nowego pokoju. Byłam nim zachwycona. Szczerze mówiąc, to lepszego nie mogłam sobie wyobrazić. Postanowiłam wstać w końcu z łóżka i pójść się trochę ogarnąć. Skierowałam się do drzwi, które prosto z sypialni prowadziły do łazienki. Wzięłam długi i relaksujący prysznic, po czym ubrałam zwykłe szare spodnie dresowe i białą bokserkę. Jeszcze mokre włosy pozostawiłam do wyschnięcia. Gdy wcierałam w nie odżywkę usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
- Ooo widzę, że już wstałaś - powiedziała radośnie ciocia - Chciałam Cię obudzić na śniadanie, lub teraz to już obiad - popatrzyła na zegarek i zaśmiała się.
- Już schodzę, poczekaj chwilę - uśmiechnęłam się do niej i razem zeszłyśmy do kuchni.
Zajęłam swoje miejsce i zaczęłam zajadać się przyszykowanym jedzeniem. W trakcie posiłku ciocia wypytywała o wiele rzeczy, między innymi o rodziców, przyjaciół, szkołę...
- Wiesz słońce, że od jutra idziesz do nowej szkoły? - powiedziała poważnie.
- Tak, wiem... Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę -zaczęłam grzebać mieszać łyżeczką herbatę.
- Nie martw się - musiała zauważyć moją minę - Wiem, że dasz sobie radę. Poza tym znalazłam Ci taką szkołę, do której nie trzeba będzie nosić mundurków, cieszysz się?
- Żartujesz? - wywaliłam oczy na wierzch - ciociu jesteś najlepsza! - rzuciłam się na nią w geście podziękowania.
- Wiem, wiem, ale miło, że mi to mówisz - uśmiechnęła się szeroko.
Siedziałyśmy tak w ciszy, gdy nagle ciocia wybuchła:
 - Wybacz mi, ale muszę o to spytać! Czekałam wystarczająco długo z tym pytaniem i muszę w końcu dowiedzieć się czegoś. - spojrzałam na nią wyczekująco - O co chodzi z tym Nathanem? Masz mi wszystko dokładnie opowiedzieć.
W sekundzie poczułam jak moje policzki oblewają się rumieńcem. Nie mogę jej przecież wszystkiego powiedzieć...
- Spotkaliśmy się jeszcze na lotnisku w Polsce. - zaczęłam. - Czekałam na samolot, gdy stanął za mną i zażądał abym ustąpiła mu miejsca, na którym aktualnie siedziałam. Zdenerwowałam się i postanowiłam dalej tam siedzieć. Dopiero po jakiejś chwili zorientowałam się, że to Nathan Sykes z The Wanted. Doszło między nami tak jakby do małej kłótni, ale na szczęście stewardessa w porę ogłosiła, że nalezy kierować się już do samolotu. Pech chciał, że siedzieliśmy koło siebie, jednak jego fanki nie dawały mu spokoju, co przekładało się również na mnie, dlatego przesiadłam się do dziewczyny, którą zauważyłam już wcześniej czekając jeszcze na lot. Rozmawiałyśmy ze sobą praktycznie przez cały czas, polubiłam ją - zamyśliłam się nad Caroline. - Przed lądowaniem przyszła do mnie stewardessa i kazała przesiąść się z powrotem na swoje miejsce, więc wróciłam do Nathana
Zarumieniłam się na wspomnienie późniejszych wydarzeń.
- I co było dalej? - z rozmyślań wyrwał mnie głos cioci, która z przejęciem czekała na dalszy ciąg historii.
- W sumie nic takiego - skłamałam. - Po lądowaniu od razu skierowałam się w stronę postoju taksówek - znowu skłamałam. - Nie mogłam znaleźć numeru, który mi podałaś, dlatego zrezygnowana usiadłam na krawężniku, Dodam jeszcze, że rozładował mi się telefon. Nagle zjawił się Nathan. Spytał co się stało, a po wysłuchaniu zaproponował, że mnie do Ciebie odwiezie. Tyle - upiłam łyk herbaty.
- Żadnych pikantnych szczegółów? - spytała z udawanym smutkiem.
- Ciociu! - zaśmiałam się. - A! Jeszcze przed położeniem się spać dostałam od niego sms, że zostawiłam w samochodzie słuchawki, których akurat szukałam. Zaoferował, że mi je dzisiaj podrzuci.
- Czuję, że coś się święci. Bez powodu nie dałabyś mu swojego numeru - poruszyła śmiesznie brwiami.
- Właśnie cały sęk w tym, że mu go nie dawałam! - omało nie zakrztusiłam się napojem.
- Dziwne - podsumowała ciocia.
Rozmawiałyśmy tak jeszcze chwilę, gdy ktoś zaczął do mnie dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz - Nathan.
- Halo? - odebrałam połączenie.
- Nie mówi się halo tylko słucham - usłyszałam głos chłopaka w słuchawce. Zaśmiałam się pod nosem.
- Więc halo? - znowu się powtórzyłam. Odpowiedział mi śmiech.
- Widzę, że muszę nauczyć Cię podstawowych zwrotów grzecznościowych.
- I mówi to chłopak, który jeszcze niedawno był w stanie zrobić wszystko, żeby tylko wypędzić dziewczynę z krzesła. Ciekawe, ciekawe - tym razem to ja się zaśmiałam.
- Przeprosiłem przecież! - udał smutnego.
- No dobrze, nic już nie mówię.
- Jesteś w domu? Bo przywiózłbym Ci te słuchawki
- Mhmm. Możesz wpadać o której chcesz - odpowiedziałam.
- Ooo doprawdy? Zapamiętam - ponownie się zaśmiał.
- Nie to miałam na myśli! - próbowałam się bronić co mi nie wychodziło, bo sama się śmiałam.
- Tak, tak, nie tłumacz się - nie dawał za wygraną. - Swoją drogą mówiłem już, że masz niesamowity śmiech? - automatycznie się uciszyłam.
- Dziękuję - powiedziałam już spokojnie. - To o której będziesz?
- Za jakieś 30 minut. Bądź gotowa.
- Gotowa na co? Przynosisz mi tylko słuchawki.
- Na spacer. Nie chcesz chyba przesiedzieć całego dnia w domu? Poza tym oprowadzę Cię trochę - mówił z zadowoleniem w głosie.
- Hmmm, no nie wiem, nie znam Cię, a z nieznajomymi się nie umawiam - postanowiłam chwilę się podroczyć.
- Hmmm- teraz to on się zamyślił - w samolocie byłaś bardziej otwarta na nowe znajomości. - Zamurowało mnie. Dosłownie nie wiedziałam co powiedzieć.
- Byłam zmęczona, a poza tym wiesz, że źle znoszę loty. - próbowałam zachować twarz.
- Mhmm - słyszałam, że mi nie wierzy. - I tak wiem swoje.
- Nieważne.
- Dla mnie bardzo ważne. - nastała chwila ciszy. - Dobra, niedługo będę. Narazie
- No okej, pa. - dotknęłam czerwonej słuchawki, tym samym kończąc połączenie. Dopiero teraz zorientowałam się, że całej rozmowie przysłuchiwała się ciocia.
- Za jakieś pół godziny będzie Nathan. Będę mogła z nim wyjść na spacer? Uparł się, że musi mnie oprowadzić po mieście - mówiłam nie patrząc jej w oczy. Nie wiedziałam jak zareaguje.
- Na co Ty jeszcze czekasz! Leć szybko do siebie i się ubieraj! Masz tylko 30 min! - tego to się nie spodziewałam.
- Dzięki wielkie - wstałam z krzesła i pocałowałam ją w policzek, po czym szybko pobiegłam do swojego pokoju. Zaczęłam grzebać w walizce, gdyż nie miałam jeszcze czasu się rozpakować. W końcu znalazłam coś, w czym uznałam, że mogłabym wyjść. Pędem udałam się do łazienki. Delikatnie wywinięte włosy rozpuściłam, a makijaż wykonałam taki jak codziennie - tusz do rzęs, trochę pudru i bronzera. Byłam gotowa. Usłyszałam dzwonek do drzwi.. Po chwili dało się też słyszeć głosy cioci i Nathana. Zbiegłam na dół i podeszłam do nich.
- Cześć - spojrzałam na chłopaka.
- Czeeść - odpowiedział niepewnie, lustrując mnie wzrokiem. - Yy ten, no.. Trzymaj słuchawki - podał mi moje cudeńka.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i odłożyłam je na stolik. - To jak, idziemy? Czy już się rozmyśliłeś?
- Chciałabyś - uśmiechnął się łobuzersko. Wreszcie zaczął być normalny. - Oczywiście, że idziemy.
Postanowiłam nie zakładać jednak butów na obcasie i wybrałam zwyczajne botki. Spojrzałam jeszcze na termometr za oknem - dosyć ciepło. Nałożyłam czarną ramoneskę nie zapinając jej, opatuliłam się kominem, przełożyłam torbę przez ramię, włożyłam rękawiczki i mogłam wychodzić.
- Już - wyprostowałam się i założyłam ręce na biodrach, szeroko przy tym się uśmiechając.
- No to wychodzimy - uśmiechnął się Nathan, który na chwile nawet nie odrywał ode mnie wzroku.
- Cześć ciociu. Jak coś to będę dzwonić - spojrzałam na nią.
- Oh, idź i baw się dobrze.
- Do widzenia pani - uśmiechnął się do niej zniewalająco Nathan.
Otworzył mi drzwi i przepuścił pierwszą.



Mam tylko nadzieję, że Wam się spodoba ;) :*
A tak przy okazji https://www.youtube.com/watch?v=8u18ECdk3WU boże słodki. Kocham to ♥

niedziela, 3 lutego 2013

The Versatile Blogger Award

Aaaaa nie spodziewałam się, serio :d
 Zostałam nominowana przez berry;* za co baaardzo jej dziękuję ;**



Każdy nominowany blogger powinien wykonać kilka rzeczy :

- podziękować nominującemu na jego blogu
- pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
- nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.


7 faktów dotyczących mojej osoby:
 1. Jest to mój pierwszy blog, który założyłam w swoim życiu i cholernie się bałam Waszych opinii na jego temat.
2. Wstydzę się pozować do zdjęć mimo, że każdy mi powtarza, iż jestem niesamowicie fotogeniczna.
3. Jestem szczupła osobą, ale mam obsesję na temat przesadnego dbania o swoją figurę
4. Gdy pierwszy raz usłyszałam The Wanted, od razu w oko wpadł mi Tom.
5. Niedługo skończę 18 lat.
6. Podoba mi się co drugi spotkany na ulicy chłopak.
7. Mam najwspanialsze w świecie przyjaciółki, które mimo, iż nie przepadają za The Wanted, razem ze mną drą się najgłośniej jak potrafią i śpiewają ich piosenki! <3

Nominowane blogi:

http://twgbkarollla.blogspot.com/2013/02/liebster-award-i-versatile-blogger.html
http://tw-fanmily-blog.blogspot.com/
http://couldyougiveyourselftome.blogspot.com/
http://onlyyoucanmakemefeelbetter.blogspot.com/
http://wantedowe-story.blogspot.com/
http://popstar-frenzy.blogspot.com/
http://follow-the-dream-the-wanted.blogspot.com/
http://chasingthesuntw.blogspot.com/
http://you-can-see-everything.blogspot.com/
http://sykes-thing.blogspot.com/

4. Gdzieś Ty go znalazła?!

-Więc... jesteś naszą fanką? - spytał nieoczekiwanie Nathan, po prawie 20 minutach milczenia. A już miałam nadzieję, że nie będziemy musieli rozmawiać.
- Fanką to za dużo powiedziane. Po prostu lubię Waszą muzykę - odpowiedziałam, starając nie patrzeć się mu w oczy. Tak, było mi niezręcznie siedzieć z nim w jednym aucie, po tym wszystkim co jeszcze niedawno się działo. Bałam się, że w momencie gdy na niego spojrzę, strzelę 'buraka', a tego bym nie chciała.
- Aha... A co Cię sprowadza do Londynu? Bo chyba nie przyleciałaś tu na wakacje w środku zimy?
- Postanowiłam się przeprowadzić do chrzestnej. Chcę zacząć tutaj nowe życie, poukładać sobie wszystko i w końcu być szczęśliwa - odparłam, przyglądając się równocześnie widokom, jakie miałam za szybą. Londyn nocą był cudowny.
- A co się takiego stało, że musiałaś przeprowadzić się aż tutaj? Oczywiście jeśli mogę wiedzieć.
Odwróciłam się w jego stronę. Siedział luźno oparty o fotel, z szeroko rozstawionymi nogami, zwrócony w moją stronę. Jedną ręką podpierał głowę, w tym samym momencie uważnie mi się przyglądając. Jego twarz nie wyrażała zbyt dużo emocji. Widać było po nim zmęczenie, jednak starał się tego nie pokazywać. Włosy miał rozczochrane, a szara bluza była do połowy rozpięta. Muszę przyznać, że nie prezentował się najgorzej.
- Nie obraź się, ale nie znam Cię i nie chciałabym o tym mówić - powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Nie ma sprawy, rozumiem - odpowiedział mi również uśmiechem.Siedzieliśmy tak w ciszy przez jakieś kolejne 15 minut. Zobaczyłam, że Nathan bawi się telefonem, więc postanowiłam włożyć słuchawki do uszu i posłuchać muzyki. Siedziałam tak i siedziałam, patrząc przez szybę, gdy zorientowałam się, że od dłuższego czasu stoimy w miejscu.
- Dlaczego nie jedziemy? - spytałam grającego w coś chłopaka. Ten wychylił się do przodu i zaraz dał mi odpowiedź:
- Stoimy w korku i z tego co widzę, to raczej szybko nie ruszymy.
- Super - burknęłam pod nosem. - Obudzisz mnie jak będziemy już blisko domu? Zdrzemnęłabym  się chwilę - poprosiłam go.
- Jasne - uśmiechnął się do mnie po raz kolejny już dzisiejszego wieczoru, a za chwilę sam ziewnął ze zmęczenia.
- Drzemka dobrze by Ci zrobiła - poradziłam mu.
- W sumie to masz rację, oczy same mi się już zamykają. Panie Kreffer - powiedział do kierowcy - proszę dać nam znać jak będziemy na miejscu.
- Oczywiście, panie Sykes - usłyszeliśmy w odpowiedzi. Ostatni raz spojrzałam na szatyna i opierając się o drzwi, zamknęłam oczy. Nie trwało to jednak długo. Było mi zwyczajnie niewygodnie. Postanowiłam się wyprostować - jeszcze gorzej. Oparłam głowę na swojej dłoni - też nie tak. Przekręcałam się co jakiś czas, co nie uszło uwadze chłopaka.
- Jeśli chcesz, to możesz oprzeć się o moje ramię - zachęcił mnie.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie.
Bóg wie, co mógłby mi zrobić. Po incydencie w samolocie, wszystkiego mogłam się po nim spodziewać. Wolałam nie ryzykować. W końcu ułożyłam się w miarę wygodnie, jednak przez moje wygibasy, zajmowałam 3/4 całego tylnego siedzenia. Spojrzałam na zgniecionego chłopaka, który wyglądał co najmniej śmiesznie i automatycznie wybuchłam śmiechem.
- Przepraszam - mówiłam w przerwach napady głupawki - nie odzywałeś się, że Ci źle, wiec kompletnie o Tobie zapomniałam.
- Nie no, nie krępuj się. Czuj się jak u siebie w samochodzie - odpowiedział mi również się śmiejąc - A swoją drogą masz niesamowity śmiech - popatrzył mi w oczy. Uspokoiłam się i oparłam się o fotel. Odwróciłam się w stronę szyby - dalej staliśmy w miejscu. Wypuściłam głośno powietrze i odchyliłam głowę do tyłu.
- Oprzyj się o mnie, będzie Ci wygodnie. A jeśli boisz się, że coś ci zrobię, to nie masz powodów do obaw. Obiecuję, że będę trzymał ręce przy sobie - powiedział łapiąc się jedną ręka za serce, a druga wznosząc do góry.
- No dobrze - zgodziłam się i powoli się o niego oparłam. Poczułam za chwilę jak mnie obejmuje i zaczyna miziać po ramieniu. W sekundzie zrobiłam się znowu senna. Miał rację, było mi wygodnie. Mogłabym tak przespać całą noc.
 - Śpij już - szepnął Nathan, po czym pocałował mnie w czoło.


2 godziny później


- Już jesteśmy - usłyszałam czyjś głos. Niechętnie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że stoimy przed domem cioci. 'Nareszcie' pomyślałam. Wyszłam z samochodu i momentalnie przeszedł mnie dreszcz. Zapięłam kurtkę i czekałam, aż kierowca wyjmie mój bagaż. Za chwilę przed domem pojawiła się tak dobrze znana mi sylwetka cioci.
- Boże, w końcu! Martwiłam się o Ciebie! Dzwoniłam, ale miałaś wyłączony telefon - mówiła po czym sprawdzała czy jestem cała i zdrowa. - Tak w ogóle to czyj to samochód? Z kim przyjechałaś?
- Nie było żadnej taksówki o tym numerze, co mi powiedziałaś. A odwiózł mnie znajomy - zamyśliłam się nad ostatnim słowem - poznałam go w samolocie i potem zaproponował, że mnie odwiezie.
W tym samym momencie z samochodu wysiadł Nathan. Podszedł do chrzestnej i się przedstawił:
- Dobry wieczór, nazywam się Nathan Sykes. Paula nie miała jak wrócić, dlatego ją odwiozłem - powiedział, zniewalająco się do niej usmiechając. Niespodziewanie ta oblała się rumieńcem. No nie wierzę! Nathan Sykes zbajerował moją ciocię!
- Dziękuję, jestem bardzo wdzięczna za pomoc - odpowiedziała po czym skierowała się do mnie - no dobrze, nie będę Wam przeszkadzać. Czekam na Ciebie w środku - posłała mi ciepły uśmiech. - Dobranoc Nathan i jeszcze raz dziękuję, że ją odwiozłeś - wyciągnęła do niego rękę. Ten delikatnie ją podniósł i pocałował:
- Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość.
To było co najmniej dziwne. Stałam tak osłupiała do czasu,  gdy ciocia weszła do mieszkania.
- Dobra, ja też będę się zbierać - spojrzałam na niego - Dziękuję za pomoc - wspięłam się na palce aby go przytulić. Od razu odwzajemnił uścisk. Staliśmy tak przez chwilę, aż postanowiłam to przerwać.
- No to narazie - ostatni raz spojrzałam w jego oczy.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy - odpowiedział i zaczął kierować się w stronę samochodu.
Weszłam do środka i od razu zobaczyłam stojącą przy oknie ciocię.
- No nie mów, że nas podglądałaś - zaśmiałam się.
- Gdzieś Ty takiego przystojnego chłopaka znalazła?! - spojrzała na mnie z niedowierzaniem, po czym razem wybuchłyśmy śmiechem. Opowiedziałam jej o wszystkim ( bez zbędnych szczegółów ) i skierowałam się do swojego pokoju. Walnęłam się na łóżko i leżałam tak parę minut. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i od razu iść spać. Po wykonanych czynnościach przypomniałam sobie o telefonie. Podłączyłam go do ładowarki i włożyłam pod poduszkę. Zaczęłam szukać słuchawek w torebce. Co jak co, ale bez nich nie zasnę. Nigdzie jednak ich nie było. Dotarło do mnie, że musiałam je zostawić w samochodzie. Za chwilę usłyszałam dźwięk sms. Wsunęłam rękę pod poduszkę i odblokowałam telefon. Dostałam wiadomość od nieznanego numeru.
'Zostawiłaś w samochodzie słuchawki. Nie martw się, jutro Ci je podrzucę. Nathan ;)
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zastanawiało mnie jednak, skąd skubany ma mój numer.
'A właśnie ich szukałam ;) W takim razie z góry dziękuję. I będziesz się tłumaczył jutro, skąd dorwałeś mój numer telefonu. A teraz wybacz, ale idę spać. Dobranoc ;)
Nie czekałam długo na odpowiedź.
' Ma się swoje sposoby :D Nie męczę Cię już więcej. Do jutra ;)'
Wsunęłam z powrotem telefon pod poduszkę i w przeciągu kilku minut zasnęłam.




Jest i trzeci rozdział. Według mnie wyszedł strasznie, no ale Wam zostawiam ocenianie :D Baaaardzo proszę o komentarze każdego kto to czyta, gdyż jest to dla mnie naprawdę ważne :O

sobota, 2 lutego 2013

3. Podobasz mi się

Co jest do cholery? Przekręciłam głowę i zobaczyłam stojące nad fotelem Nathana nieznane mi dziewczyny. 'Pewnie fanki' pomyślałam. Postanowiłam to zignorować i włożyłam do uszu słuchawki. Jednak co zrobisz jak nic nie zrobisz - nastolatki krzyczały wniebogłosy, gdy Nath się do nich uśmiechał. Po kilkunastu minutach miałam tego dosyć. Byłam zmęczona, chciałam jak najszybciej i  w spokoju dolecieć na miejsce. Postanowiłam się przesiąść. Gdy zbierałam swoje rzeczy usłyszałam głos Nathana:
- A Ty dokąd się wybierasz? Myślałem, że będziesz mi towarzyszyć podczas lotu. - dopowiedział, wykrzywiając swoje kąciki ust ku dołowi.
- Trochę tłoczno się tu zrobiło, nie sądzisz? Przykro mi, ale wolę spędzić te dwie godziny w ciszy i spokoju, bo możesz mi wierzyć albo nie, ale naprawdę, jedyne o czym w tej chwili marzę, to być już na miejscu - odpowiedziałam chłopakowi, w tym samym momencie rozglądając się za wolnym fotelem.
- Poczekaj chwilę - złapał mnie za rękę po czym zaczął mówić do fanek. - Na pewno wiecie jak bardzo, baaaardzo, bardzo Was wszystkie kocham. Jesteście dla mnie najważniejsze, ale dzisiaj wyjątkowo mam za sobą ciężki dzień i chciałbym spędzić tę podróż sam - wypowiadając ostatnie słowo, zerknął na mnie ukradkiem. - Możemy zrobić tak. Jeśli chcecie, zaśpiewam specjalnie dla Was piosenkę - dziewczyny aż podskoczyły z radości - a potem każdy wróci na swoje miejsca. To jak? - wszystkie pokiwały twierdząco głowami oczekując na obiecaną piosenkę.
Wyrwałam swoją dłoń, którą cały czas trzymał, gdyż zauważyłam wolne miejsce obok dziewczyny, którą poznałam z lotniska. Podeszłam bliżej, upewniając się czy mogłabym tam usiąść.
- Jasne - odpowiedział mi niepewnie delikatny, dziewczęcy głosik, jednocześnie uśmiechając się do mnie. Była Angielką.
- Dzięki - również odpowiadając jej uśmiechem. - Jestem Paula - podałam jej rękę.
- Caroline - uścisnęła ją.
Od tej pory, przez cały lot rozmawiałyśmy ze sobą. Opowiedziałam jej o tym, dlaczego wyjeżdżam do Londynu, jakie mam plany, jak bardzo nienawidziłam swojego miasta oraz o tym, że nie dogadywałam się z rodzicami. Nie wiem czemu, ale uznałam, że jest osobą godną zaufania. Dziewczyna wyraźnie poczuła to samo, gdyż również opowiedziała mi o swoim dotychczasowym życiu. Dowiedziałam się, że ma tyle samo lat co ja, jest jedynaczką, ma bardzo bogatych rodziców, jednak nigdy nie ma ich w domu. 'To tak jak u mnie' pomyślałam sobie. W Polsce była w odwiedzinach u dziadków. Opowiedziała mi o tym, jak co roku przylatywała do nich na wakacje oraz jak bardzo jest z nimi zżyta. Najgorszymi momentami są rozstania z nimi. Mówiła również o szkole, o tym, że nie ma żadnych przyjaciół. Słuchając jej historii, spoglądałam co jakiś czas w stronę Nathana. Siedział w bezruchu, więc pewnie spał. Gdy tak dalej rozmawiałyśmy, usłyszałam za sobą głos stewardessy - bardzo proszę przesiąść się z powrotem na swoje miejsce, niedługo będziemy lądować - wypowiedziała formułkę, po czym posłała mi sztuczny uśmiech. Posłusznie zaczęłam zbierać swoje rzeczy i iść w stronę Nathana.
- Poczekaj!- zawołała Caroline - dałabyś mi swój numer? Bardzo dobrze mi się z Tobą rozmawia i pomyślałam, że może kiedyś byśmy się jeszcze spotkały, skoro zostajesz na dłużej - powiedziała niepewnie.
- Jasne - wyszczerzyłam się do niej w szczerym uśmiechu. Wpisałam jej swój nowy numer telefonu po czym ruszyłam dalej. Tak jak mi się wydawało - Nathan spał. Siedział z brzegu, co oznaczało, że musiałam jakoś przedostać się pod okno. Nie chcąc go budzić, zaczęłam dziwacznie przez niego przechodzić. Najpierw przerzuciłam torbę. ' I jak ja mam to niby zrobić?' powiedziałam do siebie w myślach. Przełożyłam jedną nogę na drugą stronę, tym samym delikatnie dotykając jego nóg. 'Tak trzymaj Paula, spokojnie, uda Ci się'. Byłam zwrócona do niego przodem, dlatego przez chwilę mu się przyjrzałam. Jak to możliwe, żeby cham wyglądał słodko podczas snu? No nic. Już miałam dołączać drugą nogę do pierwszej gdy poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie w talii i usadowiają na swoich kolanach. To był Nathan. Wyszczerzył się do mnie i powiedział zachrypniętym głosem:
- Jak tak bardzo chciałaś być blisko mnie, wystarczyło tylko poprosić.
- Nie chciałam Cie po prostu budzić - chciałam wstać, jednak chłopak dalej kurczowo trzymał mnie po bokach. - Mógłbyś mnie już puścić? Za chwilę lądujemy.
- Uwierz, że ze mną, bądź jak w tym przypadku - na mnie, jesteś bezpieczniejsza niż gdziekolwiek indziej - powiedział to i zbliżył swoją twarz do mojej. Spojrzałam w jego oczy, które przepełnione były pożądaniem. Zaczął podwijać mi sweterek i delikatnie dotykać swoimi ciepłymi dłońmi mojej nagiej skóry pleców. Przeszedł mnie dreszcz. Chłopak skierował swój wzrok na moje usta coraz bardziej przybliżając się do mnie i coraz zachłanniej błądzić rękoma po dolnej części moich pleców. Nie wiem co się ze mną działo w tamtym momencie. Byłam już gotowa dać mu się pocałować, gdy nagle wrócił do mnie zdrowy rozsądek. Szybkim ruchem zdjęłam jego ręce z mojej talii i już po chwili siedziałam na swoim miejscu. Chłopaka zamurowało. Znowu. Przez chwilę patrzył tępo przed siebie, gdy za chwilę powoli odwrócił się w moją stronę. Udawałam, że tego nie widzę, jednak serce cały czas waliło mi jak szalone. 'Proszę zapiąć pasy. Lądujemy.' - rozległ się w głośnikach głos tej samej stewardessy, która wcześniej kazała mi się przesiąść z powrotem na swoje miejsce. No i znowu - zaczęło się. Ciśnienie w mojej głowie zaczęło wariować, przez zamknięte oczy zaczęły mi spływać pojedyncze łzy.
- Ciii, nie płacz, za chwilę wylądujemy. - powiedział do mnie czule Nathan, znowu dotykając mojej dłoni. Nie opierałam się. 5 minut później można było już wysiadać. Byłam gotowa do wyjścia, gdy chłopak zagrodził mi drogę. Uniosłam głowę. Przyglądał mi się uważnie.
- No co? - spytałam, gdy byłam pewna, że on pierwszy się nie odezwie.
- Nie wiem nawet jak masz na imię - powiedział, dalej uparcie mi się przyglądając.
- Paula.
- Nathan, miło mi. Przy okazji, chciałbym Cię przeprosić za ten incydent z krzesłem. Zachowałem się jak ostatni cham. Przepraszam.
- Tylko za to chcesz mnie przeprosić? - spytałam w nadziei, że zorientuje się o co mi chodzi.
- A zrobiłem coś jeszcze, za co miałbym Cię przepraszać? - doskonale wiedział o co pytałam.
- Nie no, jeśli uważasz, że wszystko jest już w porządku to okej, przyjmuję przeprosiny. - opowiedziałam kierując się do wyjścia.
- Nie tak szybko. - złapał mnie od tyłu w talii i przyciągnął do siebie, szepcząc do ucha - Miałbym Cie przepraszać za coś co podobało się i mi i Tobie? Nie oszukasz mnie. Widziałem w Twoich oczach, że działam na Ciebie tak samo jak Ty na mnie. Gdyby nie Twój zdrowy rozsądek, który odezwał się w najgorszym z możliwych momentów, pocałowałbym Cię i wiem, że by Ci się spodobało. - zaczął mocniej mnie ściskać i przyciągać do siebie. - Podobasz mi się. Nie znam Cie, ale podobasz mi się. - odsunął moje włosy i delikatnie pocałował w kark. Pod wpływem jego ciepłego oddechu, który czułam na swojej skórze, nogi momentalnie zrobiły mi się jak z waty. Serce znowu zaczęło szybciej bić. 'Przerwij to, przerwij to!' podpowiadał mi dobrze znany głosik w mojej głowie. Nie potrafiłam, nie mogłam, nie chciałam... Miał rację, działał na mnie w jakiś niewyjaśniony sposób. 'Nie tu, nie teraz' wreszcie się ocknęłam. Wyrwałam się z jego objęć. Zaczęłam iść prosto przed siebie, nie oglądając się za nikim. Musiałam czekać na odbiór bagażu. Gdy na ruchomej taśmie pojawiła się, znana mi tak dobrze, granatowa torba, szybko ją chwyciłam i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Rozglądałam się po zebranych ludziach, szukając wzrokiem cioci. Niestety nigdzie jej nie było. Nagle usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i już po chwili prowadziłam rozmowę.
-Cześć, gdzie jesteś? Nigdzie nie mogę Cię zobaczyć - mówiłam przez telefon, dalej rozglądając się po ludziach.
- Przepraszam, nie dam rady Cię odebrać. Musiałam dłużej zostać w pracy, a znasz mojego szefa - nie ma zmiłuj.
- Dobrze, rozumiem. Tylko jak mam teraz dojechać do Ciebie? - spytałam lekko przestraszona.
- Nie martw się. Idź w stronę postoju taksówek. Zadzwoniłam wcześniej i zamówiłam specjalnie dla Ciebie. Kierowca wie, w która stronę ma jechać. Numer taksówki to 7765. Czekam na Ciebie! - powiedziała radośnie.
- Okej, to ja pewnie niedługo będę - powiedziałam i się rozłączyłam. Tak jak kazała mi ciocia - zaczęłam kierować się w stronę w stronę postoju. Nigdzie jednak nie mogłam znaleźć numeru taksówki. Zaczęłam panikować. Co ja teraz zrobię? Postanowiłam zadzwonić do chrzestnej. Super, padła mi bateria. Zrezygnowana usiadłam na krawężniku w oczekiwaniu na zbawienie.
- Czemu tu siedzisz? - usłyszałam znajomy głos. To był Nathan.
- Ciocia musiała zostać dłużej w pracy, dlatego wynajęła taksówkę, żeby odwiozła mnie do niej. Ale nigdzie nie ma tej taksówki i nie mam jak wrócić- wytłumaczyłam mu w skrócie.
- Chodź - wyciągnął w moją stronę rękę. Nie miałam w sumie nic do stracenia, więc ją chwyciłam. Wziął mój bagaż i zaczął kierować się w stronę czarnego samochodu.
- Ej, gdzie Ty mnie prowadzisz?
- No jak to gdzie. Odwiozę Cię do domu, przecież nie masz jak wrócić. Nie zostawię Cię tu samej - powiedział, otwierając mi drzwi do samochodu. Wsiadając uśmiechnęłam się do niego, w geście wdzięczności. Za chwilę usiadł koło mnie i spytał pod jaki adres ma jechać. Powiedziałam mu, a on przekazał kierowcy. Po chwili byliśmy już w drodze.